Deotyma z literackiego parnasu

Deotyma z literackiego parnasu

Nadeszła, zresztą już nie pierwszy raz, fala zainteresowania losem Pałacu Saskiego. Po raz kolejny mieszkańcy Warszawy wychodzą z inicjatywą odbudowy tej niezwykłej budowli. Czy są na to szanse? Nie mnie oceniać. Śledzę na bieżąco to, co się wokół Saskiego dzieje, zaglądam na Facebook, gdzie powstała nawet strona dla zwolenników jego odbudowy. Sama mam mieszane odczucia – nie dlatego, że nie chciałabym, aby znów zbyt duży i zbyt pusty Plac Piłsudskiego ożywił piękny i nie ma co ukrywać, monumentalny pałac. Z drugiej strony, jest coś tajemniczego, wręcz romantycznego w tym, że jednak go nie ma...Zawsze, gdy jestem z turystami przy Grobie Nieznanego Żołnierza, w ramach ciekawostki pokazuję zdjęcia pałacu i nie skłamię, jeśli powiem, że właściwie wszyscy uczestnicy wycieczki są pod wrażeniem. Zwykle później padają liczne pytania, o to co się z pałacem stało i dlaczego nie został odbudowany tak jak duża część Warszawy. Czasami pada pytanie o osoby związane z Saskim - i to właśnie pytanie stawia mnie zawsze w bardzo niewygodnej sytuacji. A to dlatego, że bardzo lubię opowiadać i chciałabym zaraz roztoczyć przed pytającym świat pełen cieni i duchów dawnej Warszawy. Niestety program wycieczki nieubłagany jest i czasu na wszystko zawsze za mało. Niezwykle mi z tego powodu źle, ale korzystam z chwili, w której przemieszczamy się w kierunku kolejnych punktów zwiedzania. Wtedy naprędce odpowiadam zainteresowanemu na pytanie.

Na szczęście tym razem mam więcej czasu i nie muszę utrącać z opowieści całych fragmentów, które lubię najbardziej. Nie będzie to historia Pałacu Saskiego, ale niedługa opowieść o jednej z jego lokatorek – Jadwidze Łuszczewskiej znanej w Warszawie pod pseudonimem artystycznym „Deotyma”.

Jadwiga Łuszczewska urodziła się 1 sierpnia 1834 roku, w Warszawie. Była córką Wacława Łuszczewskiego (1806-1867), pełniącego funkcję radcy stanu i dyrektora Wydziału Przemysłu i Kunsztów w Komisji Spraw Wewętrznych Królestwa Polskiego. Jej matką była Magdalena (Nina) z Żółtowskich, słynąca z niezwykłej urody córka generała napoleońskiego. Łuszczewscy herbu Korczak byli jedną z bardziej zamożnych rodzin szlacheckich Ziemi Sochaczewskiej.

Ojciec Jadwigi, po klęsce powstania listopadowego, przeniósł się wraz z rodziną z majatku Strugi koło Sochaczewa, do Warszawy. Łuszczewscy zamieszkali w lewym skrzydle Pałacu Saskiego. Wkrótce piękna Nina założyła salon literacki. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych XIX wieku, salon rozkwitał, a stałym jego bywalcami byli wybitni pisarze, uczeni, politycy i artyści. Spotkania odbywały się w każdy poniedziałek, a uczestniczyli w nich m. in.: January Suchodolski, Adam Idzikowski, Aleksander Przeździecki, Teofil Lenartowicz, Cyprian Kamil Norwid i Maria Kalergis. Spotkania wypełnione były czytaniem utworów literackich i fragmentów prac naukowych, dyskusjami literackimi i towarzyskimi pogawędkami. Urządzano także amatorskie przedstawienia teatralne, między innymmi w 1848 roku odegrano kilka scen z Fausta J. W. Goethego. Wacław Łuszczewski również uczestniczył w spotkaniach, kilka razy ośmielił się nawet odczytać fragmenty własnych utworów.Nina Łuszczewska

Magdalena (Nina) Łuszczewska poza prowadzeniem salonu literackiego zajmowała się tłumaczeniem dzieła św. Teresy i pisała wiersze. Małej Jadwidze przyszło dorastać w literacko-towarzyskiej atmosferze, wśród dorosłych. Za towarzyszkę miała jedynie starszą od siebie siostrę Kazimierę. Dziewczynki również próbowały swoich sił na polu literackim – wydawały i redagowały pisemko „Pszczółka”. W 1849 roku siostra Jadwigi wyszła za mąż, a pozbawiona towarzystwa dziewczynka oddała się literaturze. Czytała powieści historyczne, żywoty świętych i poezję. Znała na pamięć Śpiewy historyczne Juliana Ursyna Niemcewicza. Zdobywała również staranne wykształcenie pod okiem matki.

W wieku osiemnastu lat Jadwiga Łuszczewska pod pseudonimem Deotyma (bogobojna), zaczęła brać udział w spotkaniach w salonie literackim rodziców. Szybko dostrzeżono talent improwizatorski Jadwigi i jej występy zaczęły przyciągać tłumy. W niewielkich trzech pokojach salonu Łuszczewskich mieściło się nawet 200 osób. Jak pisał w swej kronice Felicjan Faleński: tak, że nie tylko siedzieć, ale i stać nie było gdzie.

Deotyma bardzo poważnie traktowała swoje improwizacje, toteż systematycznie się do nich przygotowywała. Dużo czytała i odbywała podróże po Polsce i Europie w towarzystwie rodziców. Zwiedziła między innymi: Gniezno, Kruszwicę, Poznań, Gdańsk, Malbork oraz Tatry. Zwiedziła Austrię, Belgię, Francję i była we Włoszech.

Improwizowała właściwie na każdy zadany jej temat. Podziwiano jej nadzwyczajny talent, jednak samą Deotymę oceniano jako osobę raczej mierną. Wyśmiewano przywiązanie „wieszczki” do patosu i śmiertelnej niemal powagi. Podejrzewano, że jej nieco śmieszne zachowanie płynie ze snobizmu poetki. Mimo wszystko Łuszczewska cieszyła się wielką popularnością. Faleński wspomina w kronikach, że malarz Józef Simmler uwiecznił ją  improwizującą w wieńcu laurowym w otoczeniu dwóch geniuszów spisujących na kolanach jej słowa. Miała wtedy na sobie grecką togę, co odbiło się echem wśród nieprzychylnych jej satyryków. W Warszawie krążył anonimowy wierszyk: Deotyma się nadyma, zamiast kiecki ma strój grecki.

W czasie odwilży posewastopolskiej w Warszawie zaczęły się antyrosyjskie manifestacje patriotyczne. W kilku z nich Deotyma brała czynny udział. Między innymi na pogrzebie pięciu poległych, 2 marca 1861 roku, niosła cierniowy wieniec, symbol męczeństwa narodu polskiego. Wkrótce jednak jej patriotyzm nieco ostygł i poetka poparła prorosyjską politykę Aleksandra Wielopolskiego. Jedno ze spotkań zaszczycił nawet Fiodor Berg. Jego wizyta wywołała niemały przestrach wśród gości, zwłaszcza, że tej Jowisz zjechał tam jak zwykle w otoczeniu Czerkiesów, policja zaś obsadziła tymczasem wszystkie wejścia i wyjścia. Prawdopodobnie Deotyma zapraszała Berga ze przez wzgląd na dożywotnią pensję wysokości 1.500 rubli.

Po wybuchu powstania styczniowego, ojcec Deotymy Wacław Łuszczewski, złożył godność szambelana carskiego, za co został aresztowany i zesłany w głąb Rosji (pojechał w mundurze szambelańskim). Jadwiga dobrowolnie towarzyszyła ojcu w podróży wiodącej przez Kazań, Jadryń i Symbirsk. W wolnym czasie pisała długie poematy, zbierała materiały do powieści historycznej Branki w jasyrze i pisała listy do matki, w których opowiadała jej, jak wygląda codzienne życie na Syberii.

Jadwiga i Wacław wrócili do Warszawy w 1865 roku. Dwa lata później ojciec zmarł, w 1869 roku odeszła również matka. Deotyma kontynuowała działalność salonu literackiego w swoim mieszkaniu przy Marszałkowskiej (róg ul. Królewskiej). Spotkania nawiązywały do przedpowstaniowej działalności salonu matki. Zebrania tak jak dawniej wypełniały odczyty i improwizacje, rozmowy na tematy literackie i polityczne. Wszystko to w zwykłym dla Łuszczewskiej podniosłym i patetycznym tonie. Urządzano tam jubileusze, między innymi 400-lecie urodzin Mikołaja Kopernika.

Deotyma Jadwiga ŁuszczewskaSpotkania we własnym już salonie Jadwigi odbywały się w czwartki. Zebrani nazywali salon Deotymy królestwem ideału lub parnasem, a siebie parnasistami. W szczytowym dla salonu okresie na spotkania przybywały osoby z różnych środowisk zawodowych i społecznych: finansiści, arystokraci, obywatele ziemscy, mieszczanie, lekarze, urzędnicy, inżynierowie, profesorowie i literaci. Mieszkanie Deotymy stało się platformą wymiany poglądów i opinii w trudnych warunkach narzuconej przez władze carskie dezintegracji społeczeństwa.

Dziennikarz warszawski Antoni Zaleski, tak pisał:  typem salonu literackiego Warszawy były głośne w swoim czasie czwartki Deotymy (...) Bywało tam mnóstwo osób z najrozmaitszych sfer, literatura spotykała się z finansami i arystokracją (...) Wszystko, co miała Warszawa w jakimkolwiek kierunku wybitniejszego, przesuwało się przez te salony, a świat modny i elegancki uważał za rzecz szyku bywać na czwartkach (...) Na końcu długiej sali wisi portret wieszczki pędzla Simmlera (...) Pod portretem stał na podniesieniu tron poetycki, srebrną i złotą lamą przybrany (...) Gdy nadchodziła chwila czytania, wieszczka w otoczeniu dworu ukazywała się na sali (...) i zasiadłszy na złotolitym tronie zaczynała czytać (...) Dokoła uroczysta cisza. Wszyscy w błogim uniesieniu słuchali szmaragdowych wierszy poematu, każdy chwytał wątki losów Wandy" 

W okresie schyłkowym, po śmierci oddanych wielbicieli Deotymy – Skimbrowicza i Odyńca, na literackie czwartki przychodziło coraz mniej osób. W końcu zostali najwierniejsi sympatycy - Tadeusz Korzon, Artur Oppman, Adam Pług, Zofia Urbanowska i kilka innych osób. Jak pisał Faleński: zwolna kółko dworaków się rozpierzchło. Wszelki nastrój uroczysty jej salonu bezpowrotnie w mglę się rozwiał.

Jadwiga Łuszczewska zmarła 23 września 1908 roku i została pochowana na Powązkach (kw. 64). Pozostawiła po sobie kilka tomów wierszy, liczne utwory poetyckie wydane w czasopismach i wydawnictwach okolicznościowych, niedokończony cykl Polska w pieśni, złożony z poematów wierszowanych Lech, Krakus, Wanda, Piast. Nigdy nie udało jej się dokończyć epopei Sobieski pod Wiedniem (ponoć tekst był przerażająco nudny, a Łuszczewska miała upodobanie do czytania go bezbarwnym, monotonnym głosem, w związku z czym usypiała co najmniej połowę swojej publiczności). Historycy literatury właściwie jednoznacznie oceniają twórczość Deotymy jako niezbyt porywającą, pozbawioną wartości intelektualnej. Dziś właściwie jedynym znanym jej dziełem jest Panienka z okienka – powieść, która doczekała się nawet ekranizacji, a której nigdy Łuszczewska nie traktowała poważnie.

Salon literacki Jadwigi Deotymy Łuszczewskiej, był jednym z ostatnich salonów literackich warszawy.

Literatura:

  1. J. Adamski, Wstęp do "Syna marnotrawnego" Woltera, Biblioteka Narodowa, Wrocław 1951.
  2. B. Krzywobłocka, "Delfina i inne", Warszawa 1988.
  3. J. Kulczycka - Saloni, "Życie literackie Warszawy w latach 1864 - 1892", Warszawa 1970.
  4. "Polski Słownik Biograficzny", t. XVIII, Wrocław - Kraków 1973.
  5. A. Zaleski, "Towarzystwo Warszawskie", Warszawa 1971.
  6. Encyklopedia Warszawy
Cytaty z kronik Faleńskiego za czasopismem: "Stolica. Warszawski tygodnik ilustrowany" 1958, nr 19. O ile wiem, kroniki nie zostały nigdy wydane.
Dział: