Mikołajki w osiemnastowiecznej Warszawie
Mikołajki w osiemnastowiecznej Warszawie
Współcześnie Mikołajki to znane i lubiane – zwłaszcza przez dzieci – święto, które pełni w pewnym sensie funkcję oficjalnego otwarcia sezonu świątecznego. Drobne upominki, które rodzice chowają swoim pociechom pod poduszkę, stawiają przy łóżku, stoliku nocnym lub zawieszają w kolorowej skarpecie, to tylko wstęp do prawdziwego święta, kiedy najmłodsi z wypiekami na twarzy wsuwają kolejne porcje wigilijnych przysmaków, żeby jak najszybciej zajrzeć za okno i znaleźć na niebie pierwszą gwiazdkę. Wtedy dopiero zaczynają się emocje!
Jako dorośli jesteśmy rozdrażnieni świątecznymi reklamami, dekoracjami i ofertami, które zakradają się do naszego życia już w październiku. Zaczynamy zauważać, że gdzieś w tym szaleństwie zakupów i przygotowań umyka nam sens i prawdziwa wartość świąt Bożego Narodzenia. Jednak przypomnijcie sobie siebie sprzed kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Choć nie zawsze pod choinką mogliśmy znaleźć nowoczesną elektronikę czy wspaniałe zabawki, to jaką frajdę sprawiało samo oczekiwanie. A to, czy dostaliśmy skarpetki, czekoladę czy szalik wydziergany przez babcię, chyba nie do końca było aż tak istotne. Bo były Święta. Bo wszyscy byli razem, a w kącie stała rozświetlona choinka obwieszona pierniczkami, złoconymi orzechami i bajkowymi bombkami.
Dla mnie Boże Narodzenie to jedne z najważniejszych dni w roku. Również dlatego, że po tygodniach, a czasami miesiącach wracam do domu, choć mój własny jest już w Warszawie. Ale dom rodzinny, to dom rodzinny. To zupełnie dziecinna radość, że odśnieżyłam podjazd przed powrotem taty z pracy. To denerwowanie się na mamę, bo przecież upiekłam w swoim życiu z milion ciasteczek, ale czemu ona zawsze ma rację? To pierogi z falbanką, kawa u przyjaciółki i latanie w wigilię po całym mieście w poszukiwaniu majonezu, bo przecież jak co roku zabrakło...To wreszcie wspólna kolacja, a właściwie dwie, bo moi rodzice i teściowie mieszkają może pół kilometra od siebie. I jest cudownie.
Dziś jednak chciałam Wam króciutko opowiedzieć o warszawskich tradycjach mikołajkowych, których opis znajdziemy w źródłach z czasów panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wspomnienia o Mikołajkach, czyli święcie przeznaczonym przede wszystkim dla dzieci, zostawił w swojej Estetyce miasta stołecznego Warszawy, Antoni Magier. Uroczytość obchodzono 6 grudnia, w rocznicę śmierci świętego Mikołaja, biskupa z Miry żyjącego na przełomie III i IV wieku. Święty, nazywany również Mikołajem Cudotwórcą, swoje życie poświęcił niesieniu pomocy ubogim i pokrzywdzonym. Dzielił się z potrzebującymi majątkiem, który odziedziczył po rodzicach. Średniowieczny hagiograf Jakub de Voragine, w swoim dziele pt. “Złota Legenda”, tak pisał o dobrodusznym biskupie:
Po śmierci rodziców począł zastanawiać się, w jaki sposób użyć swych wielkich bogactw nie dla sławy wśród ludzi, lecz dla chwały Bożej. Wtedy to pewien sąsiad, człowiek dość dobrego rodu, zmuszony był z biedy trzy swoje niezamężne córki wysłać na ulicę, by w ten sposób żyć za cenę ich hańby. Gdy święty dowiedział się o tym, wzdrygnął się na myśl o takiej zbrodni i zawinąwszy w chustę bryłę złota, wrzucił ją w nocy potajemnie przez okno do jego domu i równie potajemnie odszedł.
Kult Mikołaja rozwijał się od VI wieku, jednak pierwowzór obchodzonego przez nas święta wywodzi się z trzynastowiecznej tradycji, wedle której w dniu świętego Mikołaja, szkoły pod jego patronatem udzielały ubogim studentom stypendiów i zapomóg. Przez wieki tradycja obdarowywania ubogich i potrzebujących w dniu 6 grudnia ewoluowała do współczesnej postaci. W Polsce już w wieku XVIII pojawił się zwyczaj obdarowywania bliskich upominkami. Antoni Magier zanotował, że w dniu świętego Mikołaja ubierano jednego z domowników za biskupa w infułę ze złotego papieru i dawano mu pastorał w rękę. Święty Mikołaj zadawał dzieciom pytania z katechizmu, rozdawał w nagrodę jabłka, a innych napominał grożąc im rózgą.
Na początku XIX wieku, pod wpływem tradycji pruskich, uroczystości z 6 grudnia przeniosły się na Boże Narodzenie .Wówczas zwyczaj dawania prezentów dzieciom nabrał kształtu, który – uzupełniony o tradycję strojenia świątecznego drzewka – przetrwał w niewiele zmienionej formie do dziś. Magier wspomina: w zamkniętym pokoju na stole biało nakrytym kładziono dla nich różne podarunki, stół zaś był ubrany w jabłka, orzechy i pierniki, i oświetlony stoczkami. Na gromadkach zabawek widniały wypisane imiona dzieci, którym podarunki były przeznaczone. Zaproszeni goście bawili się widokiem, jak za otwrciem drzwi zamkniętego dotąd pokoju grono dzieci rzucało się do przystrojonego stołu, szukając kartki z nazwiskiem swoim. Jakoż podług wieku i stosownie do postępków swoich w nauce i obyczajach odbierali wtedy nagrody. Młodsze dzieci dostawały różne cacka, starsi różne drobiazgi przeznaczone do stroju albo nuty muzyczne, ryciny, itp.
W dniu świętego Mikołaja pamiętajcie, że dawanie dzieciom drobnym prezentów to nie jest kolejne święto wymyślone przez wielkie koncerny dla powiększenia swoich (i tak wysokich w grudniu) przychodów. To kilkunastowiekowa tradycja narodzona ze szlachetnej potrzeby pomagania słabszym, młodszym, biedniejszym, która z czasem przerodziła się również w radosne święto dzieci, które z niecierpliwością czekają na mikołajkowy poranek.