Tyś było Stare Miasto, biedne, zapomniane...

Tyś było Stare Miasto, biedne, zapomniane...

Artur Oppman nie tylko stworzył sieć powiązań między architekturą, ludźmi a wydarzeniami, lecz także osnuł tę sieć na kanwie historycznej. Omówiony powyżej wiersz Honoratka, nie jest tego jedynym dowodem. Ukazują się bowiem w wierszach dzieje Warszawy w czasie wielkiej epidemii dżumy w XVI w., która zdziesiątkowała ludność miasta. W wierszu Krzywe Koło, pojawia się turpistyczny obraz skutków choroby: [...] Igrzyska Czarnej Śmierci widzę dobę gniewną:/ Zesłaną przez Turczyna zemstę na Polakach,/ Powietrznego burmistrza, imcipana Drewno,/ I trupy z pustych domów ściągane na hakach. [...] [1] . W tym samym wierszu prowadzi nas Oppman po Starym Rynku z roku 1789, kiedy to [...] Na rogu Nowomiejskiej od Dekerta domu/ Czarna zdąża Procesja na Sejm czteroletni [...][2], to znów z okrutnych czasów Piekiełka, gdzie słychać [...]rechot plugawy i nierządne śpiewki [...][3]. Or – Ot w swych wierszach utrwalając dzieje Warszawy, nie wymazuje niechlubnej historii ratusza staromiejskiego, który był miejscem nie tylko urzędowania rajców i ławników miejskich, lecz także miejscem kaźni skazanych za kradzież, napad czy herezję: [...] Tedy w przód go się weźmie na torturów łoże,/ Iż związał się z czarostwem szatańskim przymierzem,/ A kiedy nad ratuszem rozpalą się zorze,/ Rudy łeb przeklętnika spadnie pod pręgierzem. [...][4]. Ponurą sławę Ratusza na Starym Mieście Oppman postanowił wykorzystać do ukucia legendy o duchu skazańca, który przechadza się po Rynku ciemnymi nocami, trzymając swoją głowę pod pachą: [...] Potem będzie po Rynku czarnymi nocami/ Obnosił długie wieki swe skrwawione łbisko,/ Aż ktoś, kto go napotka, omyje go łzami/ I dawno zapomniane wyszepta nazwisko. [...][5]

Wizja Ratusza to wiersz, który ma dwa odcienie. Jeden, ciemniejszy, pokazuje, że tak uwielbiana przez autora Warszawa miała swą niechlubną historię. Drugi natomiast odcień jest jaskrawy i błyszczący, mieni się jak tęcza bogactwem i różnorodnością produktów oferowanych przez rozłożonych wokół ratusza straganiarzy. Z tłumu kupców i przekupek szczególnie wyróżniają się obcokrajowcy: Turek w czerwonym turbanie, nosaty Ormianin i italski płatnerz oferujący nieznane, drogocenne tkaniny, aksamity i złote puginały. Ta eksplozja barw i zgiełku szybko jednak wygasa. Wśród tłumu pojawiają się „szaraki”, wspominają bitwy pod Kircholmem i Chocimiem, gdzieś zza rogu wybiegają żaki gotowe coś spsocić po całym dniu nauki. Powoli nadchodzi noc: królestwo grzechu, czas występków, legendarnych potworów i mar. Na Rynku już tylko [...] Błąka się pod murami zgubiona niewiasta/ I czeka, w gniazdach nocy, na grzeszny uczynek,/ Zanim pachołki mistrza wyświecą ją z miasta. [...][6] .

Podobnym kontrastem, jak w wierszu Oppmana pt. Wizja Ratusza, operuje Bolesław Prus w noweli Widziadła. Trzech bohaterów, po spożyciu znacznej ilości wina w staromiejskiej winiarni u Fukiera, obserwuje ukazujące się na ścianie obrazy z różnych epok historii Warszawy. Tak jak u Or – Ota, występuje w Widziadłach odcień jaśniejszy, właściwie eksplozja barw i kolorów. Fasady kamienic na Rynku Starego Miasta mienią się wszystkimi kolorami tęczy, stroje bogatych mieszczan są barwne, wszędzie widać przepych i blask złota:

[...]Domy o grubych murach, malowane barwami: czerwoną, zieloną, niebieską, i ozdobione wizerunkami świętych, lwów, gryfów, okrętów. Niektóre wizerunki i gzemsy są złocone; drzwi żelazne, okna potężnie zakratowane.[...] na sukni błękitnej jedwabnej ma drugą suknię z dużym ogonem, z przodu otwartą. Na głowie aksamitny kapturek, haftowany złotem, w uszach brylanty, na szyi perły, w rękach książka do nabożeństwa spięta złotymi klamrami. To jest pani kupcowa. Cudnie piękna idzie do kaplicy na mszę ranną, w godzinie, kiedy tam bywa dwór królewski. [...]Bogactwo leje się wrotami i oknami.[7]

Chwilę później autor przywołuje jednak dwa obrazy będące zupełnym przeciwieństwem kolorowego obrazu bogatych mieszczan. Pierwszy ukazuje okres epidemii dżumy, która zdziesiątkowała mieszkańców Warszawy:

[...]Rynek prawie pusty, żelazne drzwi domów pozamykane, okna zabite deskami. Przed ratuszem kilku żołnierzy, którzy nikomu nie pozwalają się zbliżyć grożąc strzelaniem. Kilku ludzi czerwono ubranych, z krzyżami na piersiach, niosą mary nakryte czarnym suknem, na widok czego rzadcy przechodnie klękają, a potem szybko uciekają[8].

Drugi obraz jest znany bohaterom noweli, gdyż taki Rynek Starego Miasta znają doskonale:

[...]dzisiejsze Stare Miasto z jego kramami. Żydami, niechlujstwem. Zdało się, że na chodnikach nigdy błoto nie wysycha i że ściany domów składają się nie z cegieł, ale z brudu.[9]

Prus został wspomniany wcześniej jako autor żywo interesujący się losami Warszawy, co więcej był on najwybitniejszym pisarzem, który na przełomie XIX i XX wieku zajmował się tą tematyką. Jego niemalże fotograficzne opisy miasta w Lalce przyczyniły się do powstania w drugiej połowie XX wieku szlaku turystycznego Warszawa śladami Wokulskiego i temu podobnych. Powyższy fragment Widziadeł  ukazuje dodatkową stronę warszawskiej twórczości Prusa. Można bowiem – tak jak u Oppmana – zauważyć elementy szkicu fizjologicznego, choć nie są one już takie wyraźne, jak wierszach, które są przedmiotem tej pracy.

Warto się na tym etapie przyjrzeć jak Artur Oppman widział strukturę miasta, co dla jego poezji okazało się elementem istotnym, godnym uwiecznienia w rymach. Or – Ot odtworzył bowiem bardzo dokładnie obraz Starego Miasta wraz z uliczkami do niego przylegającymi, z ogromną dokładnością opisując elementy architektoniczne, dekoracyjne i spełniane przez kamieniczki funkcje. Bardzo rysuje się różnica między poziomami. Oppman w swym poetyckim szkicu zaznaczył różnice między piwnicami, parterem, wyższymi piętrami; nawet dach zyskał sobie szczególne wyróżnienie. Jest więc pewne, że dla autora Pieśni o Rynku i Zaułkach wszystko miało swój ontologiczny sens: każde okno, każdy zakamarek były warte zauważenia i opisania, były dla Oppmana osobnym bytem, którego życie uzależnione jest od tętna Starego Miasta.

Podróż po Warszawie z wierszy Artura Oppmana zaczyna się od centrum – od staromiejskiego rynku, który położony wśród wysokich kamienic spełnia różne funkcje w zależności od pory dnia. [...] Z rana kramów jest terenem,/ a wieczorem – katarynek.[...].[10] Rynek jest w kształcie czworoboku, w jego narożach znajdują się szynki, w których umęczeni po całym dniu handlu sprzedawcy mogą zwilżyć gardła. Każda kamienica w parterze ma sklep lub warsztat, nad drzwiami wejściowymi znajduje się gmerk z godłem rodu posiadającego kamienicę. Na progu znajduje się jeszcze powszechnie znany symbol mający przynosić szczęście – końska podkowa. Kamienice zamieszkiwane są przez mieszczan, kupców, rzemieślników i urzędników miejskich. W wierszu Stary dom, Oppman wychwala kamienicę rajcy Wojciecha Bałana, która wzniesiona w 1550 roku, przetrwała niewzruszenie trzy wieki, przez lata przyciągając wzrok swoim pięknem: [...] Architektor, mistrz w swej sztuce, / Nie poskąpił ozdób mnóstwa[...][11]. Or – Ot z ogromnym podziwem opisuje każdy najdrobniejszy detal starej kamienicy: tablicę z wytartym napisem, gmerk z lwem, zamek, kołatkę, ozdobne okna, kraty, przez które niegdyś wyglądała [...] Złotowłosa mieszczaneczka. [...][12]. Ważnymi elementami stały się nawet ceglasty dach, kolor elewacji i wykusz przyklejony do naroża domu. Jest  to informacja dla współczesnych o tyle ważna, że na Rynku są jedynie dwie kamienice z wykuszem. Opis Oppmana, który zauważył: [...] Okna wąskie a wysokie, / W gockim stylu utrzymane, [...][13],  oraz rzeźbę świętego: [...] Artystowską zdziałan ręką, / Patrzy z wierzchu Święty Pański, [...][14], wskazywałby na istniejącą do dziś – choć częściowo zniszczoną w czasie drugiej wojny światowej – kamienicę nr 31, zwaną pod św. Anną, na której widniała niegdyś płaskorzeźba przedstawiająca św. Marka z lwem (znajdującym się, w relacji Oppmana, w gmerku). Autor, po wyjątkowo szczegółowym opisie fasady kamienicy, zaprasza do obejrzenia jej wnętrza, prowadząc przez ponurą sień gotycką, na kręte schody, gdzie zwraca uwagę na balustradę: [...] Od róż tylu pstrzy się ona / I od wdzięcznych liści tylu - / Cechmistrzowskie arcydzieło / W Odrodzenia czystym stylu. [...][15]. Oppman, podobnie jak fasadę, szczegółowo opisuje też wnętrza, jednak jednym z ciekawszych elementów opisu jest wyjście zwiedzającego kamienicę na dach. Warto już w tym momencie wspomnieć, że dla Oppmana dachy tworzą zupełnie odrębny świat. Dachy, tak jak rynek, w pewnym sensie są organizmem. Żyją jednak własnym życiem, niezależnie od tego, co dzieje się na dole. Na dachu człowiek jest jakby bliżej nieba – autor podkreśla zarówno w wierszu Stary dom jak i w wierszu Dachy fakt, że ze szczytu kamienicy bliżej jest do błękitu. Z góry można obserwować życie rynku. Być może jest w tym uwielbieniu dachów tęsknota człowieka do wzniesienia się ponad „ziemski padół”, oderwania od spraw przyziemnych, możliwości bycia choć przez chwilę tym ptakiem, którego biały brzuch człowiek może obserwować siedząc na dachu: [...] Nad kościołem katedralnym / Śnieżnobiałe ptaki lecą, [...][16].Siedząc tak wysoko można z ironicznym uśmiechem obserwować to, co ponure, brzydkie i hałaśliwe – wszystko to, czym interesowali się współcześni Oppmanowi naturaliści: Prus i Dygasiński. Jednak Oppman, zauważa, że widok ze szczytu jest zarówno piękny jak i skłaniający do refleksji : [...] Cudny widok się odsłania / Z wysokości poddaszowej. // Na świat żywy patrzy oko / W przestrzeń gwarną i świetlaną... [...][17].

Z dachów staromiejskich kamieniczek Oppman przenosi się na Kanonię. Mała uliczka, a właściwie placyk, który znajduje się na tyłach katedry Świętego Jana, gdzie mieszka dzwonnik Kacper Dławiduda. Wiersz o dzwonniku jest przykładem przeniesienia następstwa dnia i nocy – które jest istotnym elementem w wierszach Oppmana, o czym już wspomniano – na cykl życia człowieka. Działalność ludzka na ziemi jest włączona w harmonijny rytm przyrody a dodatkowo człowiek uzależnił ją od kalendarza. W chrześcijańskim rozumieniu czas ma początek i koniec, które ograniczają historię ziemską człowieka. Tak, jak przemijają dni, tak przemija i życie ludzkie. Wiersz Dzwonnik Kacper Dławiduda warty jest zauważenia ze względu na swój refleksyjny charakter. W czasie, gdy na Rynku trwa codzienna wrzawa handlowa, w izdebce u fary na Kanonii, stary dzwonnik zdaje sobie sprawę, że [...] Wygasł na nim ród sławetny, / Ród dzwonników taki stary - / Już nie będzie Dławiduda / U warszawskiej dzwonić Fary [...][18]. W wiersz wkradła się paląca samotność. Teraz bowiem, gdy życie Kacpra dogasa, nie ma nikogo, kto zabije w dzwon na jego pogrzebie. Starzec marzy, aby [...] na wieki było w niebie / Dwóch dzwonników Dławidudów [...][19]. Wiersz o dzwonniku jest świetnym przykładem, jak w siatkę powiązań między architekturą, topografią, obrazami grup społecznych i pojedynczych jednostek wplecione zostały emocje i uczucia, które dla Oppmana, są jednym z najistotniejszych elementów przestrzeni Starego Miasta. W ogóle układ przestrzenny miasta w wierszach Or – Ota, jest dużym polem do działania dla antropologów kultury.

Z Kanonii swoją poetycką wędrówkę Oppman kieruje ku ulicy Świętojańskiej, gdzie na chwilę zatrzymuje się w izbie grajka Mateusza. W wierszu Grajek pojawiają się ponownie wpływy myślenia historycznego Oppmana. Uwielbienie bohaterskiej przeszłości narodu, zapomnianej i znieważonej po latach niewoli, zrodziło postać skrzypka, człowieka mającego [...] Dziewięćdziesiąt lat z okładem.[...][20], który choć pochylony, nie jest dziadem. Jest natomiast przedstawicielem dawnego pokolenia, szwoleżerem, który walczył u boku Napoleona. Twarz ma pokrytą bliznami, otoczoną przystrzyżonym wąsem i bokobrodami [...] A la Józef Poniatowski [...][21]. W izdebce pozostały ślady dawnej sławy starego człowieka: szabla, wiśniowa fajka, obrazy przedstawiające oblężenie Saragossy, zdobycie Somosierry. Jednak Oppman zwraca uwagę na rzecz najcenniejszą – na krzyż, który grajek dostał za waleczność od Napoleona. Pan Mateusz przechowuje pamięć o chwalebnych chwilach narodu; grając na skrzypcach, przypomina wzruszonym do łez słuchaczom o dawnych czasach. Starzec – bohater, który jeszcze wierzy, że wszystko w czym niegdyś brał udział wróci, że znów będzie mógł przybrać mundur i walczyć o ojczyznę – swymi piosenkami budzi odrętwiałe serca, wspominając najwybitniejszych dowódców: Poniatowskiego, Kozietulskiego, Niegolewskiego. Pan Mateusz, choć dzielnie się trzyma, tęskni za śmiercią. Melancholia starego człowieka jest jednak uzasadniona. Po śmierci bowiem ponownie zostanie odziany w żołnierski mundur, w którym niegdyś mężnie walczył, na nim pojawi się order od samego Napoleona, a na piersiach [...] krwią zdobyty, / Srebrny krzyżyk mu położą [...][22]. Stary człowiek odzyska swą godność i dawną chwałę. Podobnie jak wiersz o dzwonniku, wiersz o skrzypku-żołnierzu przechowuje pamięć o ludziach, którzy w mniejszym lub większym stopniu tworzyli obraz Starego Miasta widzianego oczami Oppmana, przekazali historię ze swego życia, dzieląc się swymi tęsknotami i pragnieniami.

Po odwiedzinach u starego szwoleżera, Oppman wraca na rynek, gdzie wprowadza czytelnika do najsławniejszej w XIX wieku winiarni: [...] Tedy wnijdźmy na te schodki, / Co prowadzą do Fukiera [...][23]. W wierszu tym zwraca uwagę plastyczny obraz winiarni, do której ściągają smakosze tego trunku z całej Warszawy, by wychylić wina czarę na [...] smętków radowanie [...][24]. Jednak dla każdego varsavianisty najbardziej znamienne będą niemalże prorocze słowa: [...] Póki stoi Miasto Stare - / Fukier w mieście pozostanie. [...][25]. Ostatni z rodu Fukierów, zmarł bowiem niedługo po powstaniu warszawskim, kiedy to Stare Miasto legło w gruzach.

Po odwiedzinach w fukierowskiej piwnicy, Oppman kieruje swe kroki w wiele miejsc: czy to do przywołanych z pamięci Kamiennych Schodków czy do miejsc, które prawdopodobnie sam odwiedził, jak restauracja „Pod Syreną”. Zagląda do mieszkań wielu osób portretując je w pamięci, aby przenieść tych prostych i raczej ubogich ludzi do swojej poezji. Oppman uwiecznił z wielką szczegółowością osobistości raczej marne, bez szczególnych osiągnięć w życiu, ludzi, których spotkał gdzieś na swojej życiowej drodze, których zauważył siedzących na Rynku z nożem do szatkowania kapusty w ręku, lub których całymi latami widział przy swoich straganach. Namalował Or – Ot portrety hałaśliwych przekupek, spokojnych starców, Żydów. Jego wiersze to nie tylko zwykła poezja, to obraz zwyczajnych ludzi i ich zwyczajnych problemów, które dla nikogo poza nim nie miały większego znaczenia. Oppman to poeta, który oddany był całym sercem Staremu Miastu w Warszawie, który poświęcił swoją poezję jako pomnik ku czci ludzi, sytuacji i kamienic. Czytelnik poznaje je niejako w sposób symultaniczny: czuje setki zapachów unoszących się w dzień nad kramami, słyszy z dala dźwięk katarynki i mruży od słońca oczy siedząc na dachu „niebotycznych” kamienic.

Podobnie jak w powieści naturalistycznej, wiersze Oppmana są obrazami, które układają się w ciąg zdarzeń, mający oddać przemijanie życia. Or – Ot część ze swych pisarskich doświadczeń wyniósł z kręgu „Wędrowca”, co mogło przyczynić się do próby konstruowania scen-obrazów, które chwytają momenty życia. Coś co działo się w takim ujęciu, działo się na oczach czytelnika – tak jak uchwycone wątki z ze staromiejskiego rynku, czy niemalże portret Kacpra Dławidudy. Takie obrazy miały być nasycone realnością przedstawianego, wystudiowanego szczegółowo świata. W podobny sposób przedstawiał bohaterów swych dzieł Dygasiński, który jednak wnikał w skomplikowaną intrygę, opisywał demoralizację ludzi trwoniących majątek w czasie hucznych biesiad, suto zakrapianych alkoholem. Tymczasem Oppman skupił się na ludziach ubogich, zamieszkujących stare kamieniczki na Rynku, na ich problemach i przeżyciach. Szczególnie można zauważyć, że w wierszach O Starym Mieście i Zaułkach, przeważają portrety ludzi starych, których życie przedstawiane jest jak seria fotografii przesuwających się przed oczami czytelnika. Wierszowane opowieści Oppmana z jednej strony korzystają z tworzywa jakim jest miasto, uderzając swoją plastycznością i rozmaitością form. Autor wykorzystuje światło jak malarz– poprzez ukazanie różnych form w różnym oświetleniu, różnicuje znaczenia. Sportretował również Oppman charakterystyczne typy ludzkie, w tym wypadku ze Starego Miasta w Warszawie, nie wychodząc poza tematykę mieszczańską (Sygietyński w Wysadzonym z siodła skupia się na przykład na dawnej szlachcie, która utraciła majątek), jednak nie ukazał – tak jak jego współpracownicy z „Wędrowca”,  Sygietyński czy Witkiewicz – współczesności w jej różnych przejawach. W zasadzie można by się w tym punkcie skupić jedynie na tym, jak Oppmana ukazał współczesność, jako problemie, z którym tak ciężko sobie radzą starsi ludzie. Na Świętojańskiej bohaterska tradycja powstaniowa nie umie wybaczyć stagnacji i zamarzniętych serc, przy Zapiecku trzy starsze panie śpiewając melancholijną piosenkę wspominają dawne miłości. Tylko jedna z nich nie uśmiecha się przez łzy: najbiedniejsza, całe życie samotna – Domcia: [...] Wielki ból się w piersiach jej rozszlochał, / Ona jedna żadnych wspomnień nie ma, / Jej, jej tylko nigdy nikt nie kochał [...][26]. Najsmutniejszym echem odbija się jednak w wierszach Oppmana podsumowanie: [...] Chociaż ludzi z mych piosenek legendy / Od lat dawnych nie ma już na świecie, / Tak, jak niegdyś, lubię chodzić tędy / I kłaść farby na starej palecie, / Lecz gdy związać zechce mi się czasem / Tych, co byli, i tych, którzy są, / Dzień dzisiejszy mruczy grubym basem: / „To nie to już, mój stary, to nie to!” [...][27]. W słowach tych odbija się tęsknota autora za tym, czego sam jako młody chłopiec doświadczył, ale także za tym, czego doświadczyli jego ojciec i dziadek, a jemu nie było dane. Jest to tęsknota za choćby chwilowym cieniem wolności, nadzieja, że wrócą mężni obrońcy ojczyzny i znów nad kramikarskim gwarem i po zaułkach uniesie się pieśń wolności.

Wizja Warszawy, wyłaniająca się z wierszy Oppmana, oddaje emocje związane z obserwacją, którą niewątpliwie prowadził Or – Ot. Z jednej strony realistyczny obraz ulic, domów, szynków, targowiska i zakamarków, z drugiej strony – Warszawy jako całości, która przez wieki prawie wcale się nie zmieniła, mimo napotykanych trudności i wielu lat zaborów. W przeciwieństwie jednak do Prusa, który ukazywał miasto jako fenomen tętniący życiem, ciągle się rozwijający, w którego przemiany wplatane są nowe tendencje i prądy, obraz Warszawy Oppmana wydaje się być melancholijnie jednostajny: zmiany są w nim wynikiem następstwa dnia i nocy oraz zwykłego cyklu życia, spotykającego się gdzieś na końcu ze śmiercią. Warto jednak zauważyć, że wiersze o Warszawie Oppmana wyrastają w przeczuciu pewnej misji, chcąc uwiecznić, utrwalić na zawsze obraz ukochanego miasta, ale również czując się wybranym spośród ludu piewcą Starego Miasta, który przypomniał o jego istnieniu w czasach, gdy zapomniane przez wszystkich spało snem niewoli. Z tego snu Or – Ot miał za zadanie Stare Miasto zbudzić, stawiając sobie tym samym najtrwalszy pomnik – poezję, która gdy przebrzmi już dawno imię Oppmana, poprzez kamieniczki na Rynku przypomni imię swego barda. [...] Tyś było Stare Miasto, biedne, zapomniane, / Z krwi niedawno wylanej jeszcze nieoschnięte,/ A ja kładłem me pieśni na twą każdą ranę/ I ślepym wskazywałem twe cierpienia święte./ Teraz, gdy znów się stroisz swą odwieczną chwałą,/ Mogę odejść, twym blaskiem szczęśliwy ogromnie, / Lecz choćbyś o mych pieśniach w szczęściu zapomniało,/ Wiem, że musisz przypomnieć i o nich i o mnie.  [...] [28]

Oppman wniknął w swoich tekstach w świadomość miasta jako organizmu, którego puls bije w rytm dzwonu bijącego na Anioł Pański, zauważył, że nie tylko życie arystokracji jest interesujące i kolorowe. Zaciekawił go Rynek Starego Miasta, w czasach, w których inteligencja warszawska odwróciła się od tego miejsca jako siedliska biedoty, pospólstwa i miejsca, w którym królują szatkownicy kapusty, a nad jatkami unoszą się dźwięki zepsutej katarynki. Z wnikliwością psychologa i emocjonalnością mieszkańca‑patrioty upamiętniał zaobserwowane sytuacje. Tak jak u Prusa, tak u Or – Ota, [...] realia składały się na określoną rzeczywistość warszawską [...][29] , której autor nadał postać czasem fascynującą, niekiedy smutną, ale zawsze barwną i szczerą.

Poezja Oppmana jest pełna nostalgii, wspomnień, kolorów i barw. Autor Pieśni o Rynku i Zaułkach otoczył dzielnicę Stare Miasto, taką miłością, jak chyba żaden poeta wcześniej (Adam Jarzębski skupiał się raczej na opisie miasta niż na przelaniu uczuć własnych w rymy), a na pewno żaden poeta po nim. Dawne dzieje, które czytając wiersze Or –Ota jawią nam się jako „piękniejsze o całą tęsknotę”. Oppman świadomy swego wkładu w upamiętnienie Starego Miasta, pozostawia na koniec strofę, która z pewnością poruszy każdego czytelnika jego poezji:

Czemuż nie mam powiedzieć, że mi głos anioła

Kazał o tobie śpiewać pieśń, gdzie ból twój szlochał?

I pełniłem ten rozkaz wtedy, gdy dokoła

Nikt o tobie nie myślał i nikt cię nie kochał.[30]




[1] Artur Oppman, Krzywe Koło, [w:] Ibidem, s. 49.

[2] Ibidem, s. 49.

[3] Ibidem, s. 49.

[4] Artur Oppman, Wizja Ratusza, [w:] Op. cit. s. 15.

[5] Ibidem, s. 15.

[6] Artur Oppman, Wizja Ratusza, [w:] Op. cit. s., 17.

[7] Bolesław Prus, Widziadła, [w:] http://univ.gda.pl/~literat/prusnow/0010.htm.

[8] Ibidem.

[9] Ibidem.

[10] Artur Oppman, Rynek Staromiejski, [w:] idem, Wiersze o Starym Mieście. Warszawa 1987, s. 18.

[11] Artur Oppman, Stary dom, [w:] op. cit., s. 46.

[12] Ibidem. s. 46.

[13] Ibidem, s. 48.

[14] Ibidem, s. 46.

[15] Ibidem, s. 49.

[16] Artur Oppman, Gołębie, [w:] op. cit., s. 37.

[17] Ibidem, s. 50.

[18] Artur Oppman, Dzwonnik Kacper Dławiduda, [w:] op. cit., s. 26.

[19] Ibidem, s. 26.

[20] Artur Oppman, Grajek, [w:] op. cit., s. 29.

[21] Ibidem, s. 30.

[22] Artur Oppman, Grajek, [w:] op. cit., s. 35.

[23] Ibidem, Piwnica Fukierowska, [w:] op. cit., s. 66.

[24] Ibidem, s. 67.

[25] Ibidem, s. 68.

[26] Op. cit., Trzy boginie, [w:] op. cit., s. 92.

[27] Op. cit., Szeroki Dunaj, [w:] op. cit., s. 70.

[28] Artur Oppman, Rynek Starego Miasta, [w:]op. cit., s. 10, 11.

[29] Jan Detko, Warszawa… op. cit., s. 23.

[30] Artur Oppman, Rynek Starego Miasta, [w:] op. cit., s. 110.

Dział:
Tagi:

Komentarze

  1. Portret użytkownika kaska
    kaska 22-06-2012 20:22
    Co prawda nie pamietam tamtej warszawy przed druga swiatowa czyli 1938,lub 39. Nawet niewidzialam na oczy.wiem tylko z opowiadania
  2. Portret użytkownika Aisyrk
    Aisyrk 20-07-2012 21:24
    Coraz mniej ludzi pamięta tamtą Warszawę, nawet tę przedwojenną. Urodzeni po wojnie też już osiągają bardzo dojrzały wiek i dla większości źródłem poznania tych odległych czasów jeat literatura, film, malarstwo, piosenka... Dużo różnych książek przeczytałam w życiu, także poezji, ale nigdy nie trafiłam na warszawskie wiersze Artura Oppmana. Ten bardzo ciekawy artykuł zmobilizował mnie do poszukania wspominanych utworów i przeczytania,
  3. Portret użytkownika Amalia
    Amalia 21-07-2012 17:10
    Dziękujemy za komentarz. Niestety od wielu lat nikt nie wznawiał druku wierszy Oppmana - wydawane są głównie jego legendy. Artykuł powstał w oparciu o literaturę pochodzącą ze zbiorów Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
  4. Portret użytkownika Teofil
    Teofil 28-02-2017 10:29
    "Ostatni z rodu Fukierów, zmarł bowiem niedługo po powstaniu warszawskim" H.M. Fukier zm. 1959.