Święta, tradycje i kuchnia na dworze Wazów

Święta, tradycje i kuchnia na dworze Wazów

Czas panowania Wazów na tronie Polskim przypada na okres religijności kontrreformacyjnej. Szczególną pobożnością odznaczał się Zygmunt III Waza. Doskonale wykształcony, mecenas sztuki, kolekcjoner dzieł wybitnych artystów z całej Europy, zaczynał dzień od wysłuchania dwóch modlitw, nigdy nie zapominał o brewiarzu i “godzinkach”. Król miał bardzo wiele zainteresowań i talentów, a swoje artystyczne pasje rozwijał w malarstwie, snycerstwie, złotnictwie. Wykonywał kielichy, monstrancje czy medaliony z własną podobizną, a wszystkie swoje dzieła ofiarowywał kościołom czy zaprzyjaźnionym osobom. Ponadto Zygmunt III Waza grywał na klawikordzie, a w wąskim gronie najbardziej zaufanych osób, nawet śpiewał. Niezwykle pracowity, wiele miesięcy spędził na bitewnym polu. Lubił polowania, jednak gdy nie było do nich okazji, grywał w piłkę lub szczepił melony w ogrodzie.

Przywiązany do rodziny, niezbyt rozmowny, jak mawiano “miał w sobie wiele z królewskiej godności”, był człowiekiem raczej surowym, zwłaszcza w początkach panowania w Polsce. Złagodniał z biegiem lat i nieco chętniej wznosił toasty i docieniał ziemskie przyjemności, do których od wielu lat namawiała go polska szlachta.

Zupełnie odmienny od swojego ojca był Władysław IV. Większość dnia spędzał w łożu. W pościeli słuchał kazania dobiegającego z kaplicy, jadł i pracował. Ubrany siadał wyłącznie do kolacji i ciężko powiedzieć o nim, by był szczególnie pobożny. Jego religijność zasadzała się raczej na wpojonych zasadach niż na wewnętrznej potrzebie. Rzadziej uczestniczył we mszach świętych i procesjach i nie poszedł wzorem swojego ojca, który codziennie o ustalonej godzinie, publicznie się modlił.

Mimo leżącego trybu życia, otyłości i w późniejszych latach również choroby, Władysław IV był niezwykle sprawnym człowiekiem, o czym wspominał nuncjusz Visconti. Król potrafił z trybu ociężałego niedołęgi przejść w mgnieniu oka w tryp pełnej gotowości do pracy czy rozrywki. Jego dzień, w przeciwieństwie do Zygmunta III, nigdy nie miał ustalonego planu. Spał do późna, ale również do późna pracował. Przepadał za polowaniami i wykazywał się w nich wyjątkową sprawnością. Uwielbiał lasy i jeziora, nie obawiał się spania w mało komfortowych warunkach podczas polowania. Druga rzecz, że zwykle woził ze sobą mały domek na kółkach, czyli coś na kształt współczesnego domku kempingowego, w którym spał podczas eskapad w litewskie knieje.

Nie odziedziczył Władysław IV po ojcu zdolności artystycznych, albo nie chciał ich pielęgnować, jednak podobnie jak przodek uwielbiał muzykę i kolekcjonował dzieła sztuki. Jedną z większych pasji króla był teatr, który utrzymywał na zamku. Sprowadził 60 muzyków, scenografów, krawców i wyposażył swoją scenę w najnowocześniejsze urządzenia mechaniczne. Efekt oczarował samą Marię Ludwikę Gonzagę, która po pierwszym spektaklu powiedziała, że nigdy nie widziała nic równie pięknego.

Władysław IV, podobnie jak ojciec był tolerancyjny i pragnął pogodzenia ze sobą wszystkich chrześcijańskich religii. Bardzo dużo czytał i wiele lektur rozbudzało jego zainteresowania naukami ścisłymi, dlatego śledził postępy zwłaszcza w fizyce i astronomii, przyglądał się również z zaciekawieniem doświadczeniom ojca Waleriana Magni czy wynalazkom Tytusa Liwiusza Burattiniego.

Zygmunt III Waza i Władysław IV, mimo że tak różni pod względem stosunku do obrzędów religijnych oraz organizacji pracy i uporządkowania codziennych czynności, mieli ze sobą wiele wspólnego. Pracowitość, zamiłowanie do muzyki, wreszcie skłonność do oddawania się lekturze - tych wszystkich cech nie odziedziczył Jan Kazimierz, trzeci z rodu Wazów na polskim tronie.

Ziewający podczas sejmów i narad, uciekający od funkcji publicznych, nudzący się śmiertelnie z braku pasjonującego zajęcia. Jan Kazimierz lubił łowy, był dobrym żołnierzem i wodzem. Jednak sam przyznał, już po abdykacji, że chciałby znów się ożenić, bo nie nawykł do czytania ksiąg i oddawania się innym ćwiczeniom umysłowym, w związku z czym brakuje mu zajęcia. Rozpieszczony przez matkę (królowa Konstancja jemu wyłącznie pobłażała), nie przywykły do obowiązków, nie odznaczał się wielką podobżnością.

Słuchał codziennie mszy świętej, uczestniczył w uroczystych nabożeństwach, na które prowadzał ze sobą 6 lub 7 jezuitów, był to jednak raczej schemat postępowania wpojony mu w dzieciństwie przez wychowawców. Czasami w przypływie uczuć religijnych wysłuchiwał podobnie jak jego ojciec, dwóch porannych mszy. Bywało, że na kilka dni zamykał się w klasztorze jezuitów lub kamedułów. Kiedy już miał dość oddawania się praktykom religijnym, wracał do ulubionych zajęć, czyli rozprawiania o sprośnościach, miłosnych podbojów i strojenia się w peruki, rękawiczki i inne wytworne dodatki. Znajdzie się jednak nić porozumienia Jana Kazimierza z przodkami w postaci mecenatu artystycznego.

Król utrzymywał na swoim dworze malarzy, kolekcjonował obrazy oraz zegary. Jednak znaczna część cennych zabytków ucierpiała najpierw w czasie potopu szwedzkiego, a później w wyniku działań samego króla, który część zbiorów (zarówno własnych, jak i odziedziczonych po poprzednikach) po abdykacji wywiózł do Francji, a zabrane z zamku arrasy jagiellońskie zastawił w Gdańsku na potrzeby dalszego życia.

Władysław IV i Jan Kazimierz zmieniali i naginali panujące na dworze królewskim zwyczaje oraz tradycje. Nie mogli jednak wpłynąć na oderwanie życia codziennego od kalendarza liturgicznego, toteż cały rok, nie tylko w chłopskich chałupach czy kamienicach mieszczańskich, ale przede wszystkim na dworze królewskim, uzalezniony był od niedziel i świąt. Królewska para w otoczeniu dworu aktywnie uczestniczyła w obrzędach religijnych wielkich świąt i nawet Władysław IV, gdy był już poważnie chory, opuszczał wygrzaną pościel i udawał się na uroczystość.       

O tym, co jadali królowie - już wkrótce.