Koń by się uśmiał!
Koń by się uśmiał!
Raz danej obietnicy, honor złamać nie pozwala - czyli historia przysłowia słowo się rzekło, kobyła u płotu. Przez wzgląd na obfity materiał literacki, mój komentarz ograniczę tylko do krótkiego wyjaśnienia, jaki jest związek kobyły z płotem.
Otóż związek kobyły z płotem dawniej miał charakter bardzo ścisły. Przywiązane do drewnianej konstrukcji zwierzę, w niepewności oczekiwało na wynik zakładu między panem, wójtem, a plebanem. Konie, zwłaszcza jeśli wykazywały szlachetne cechy swego pochodzenia, ceniono bardzo wysoko. W związku z tym, często padały przedmiotem zakładów. I nie ważne jak bardzo był szlachcic do swego Kasztanka przywiązany, jeśli przegrał - koń przechodził w ręce zwycięzcy. Słowo się rzekło...
O historii jowialnego humoru króla Jana III Sobieskiego, który szlachcica mazowieckiego zrobił w trąbę, opowiadają dwa poniższe teksty.
Mazur z Kobyłą
Kiedy się w nie zwyczajne suknie Król oblecze
Na łowy, aż się Szlachcic na kobyle wlecze:
A dokąd Panie Bracie? Król Szlachcica spyta,
Nie wiedząc Mazur kto go tak pięknie przywita,
Do Warszawy, do Króla, a po co? po Wójcie
Zmarłym by mi Przywilej dał, a Król: postójcie,
Kiedy go też wam nie da, miejcie w tym omyłkę,
A ten: niechże całuje pod Ogon Kobyłkę,
Wraz słyszy: w Marymoncie Król, że nie w Warszawie,
Tym czasem dał Król Pokój onej swej zabawie
Myśliwskiej, ale skoro Szlachcic skoczył śpieszną
Drogą, Król Manowcami, by mógł tak rzecz śmieszną
Zakończyć, w Marymoncie przyjechawszy z łowu
Przebiera się czym prędzej w Suknie z Złotogłowu,
I każe Warcie: aby gdy w takiej odzieży
Jako powiadam Szlachcic do nas tu przybieży
Puścić go wolno, zaczym gdy Mazur przybędzie,
Idzie dziwiąc się że go przepuszczają wszędzie,
Wreszcie mu pokazują kędy Król zostanie,
Ale ten skoro wnidzie i dobrze uznaje,
Strwożył się, lecz to Król Jan pokryć umiejący
Wesołą Twarz pokazał, a Wójtostwa chcący
Nie śmie słowa wymówić, i jak wryty stanie:
Zgrzeszyłem, jest kobyła, jestem i ja Panie
Miłościwy rób co chcesz, Gdy się winnym daje,
Król się roześmiał, a Szlachcic Wójtostwa dostaje.
Źródło: Jovialitates albo żarty y fraszki rozmaite. W. Potocki, http://www.pbi.edu.pl/
"Słowo się rzekło, kobyłka u płotu"
Ambicja rozpierała imć pana Jakuba Zaleskiego, szlachcica spod Łukowa. Marzyły mu się urzędy i honory. Umyślił sobie, między innymi, iż u samego króla Jana III Sobieskiego, o wójtowski urząd będzie zabiegać. W tym też celu wybrał się w podróż do Warszawy, by swą prośbę osobiście królowi przedstawić.
W drodze do stolicy zatrzymał się w przydrożnym zajeździe, aby się posilić i przed dalszą podróżą- wypocząć. Gwarno było w marymonckiej karczmie, bo jakiś znaczniejszy pan z licznym dworem również w owym zajeździe stanął. Imć pan Jakub Zaleski ze swoją skromną świtą zajął miejsce obok i na początek garniec syconego miodu dla siebie zamówił. Kiedy zmęczenie przeszło i humor się poprawił, począł się chełpić, iż do samego króla jegomości jedzie, by urząd wójta dla siebie wyprosić.
- Nie opuszczę królewskich progów, nim godności jakiejś znaczniejszej dla siebie nie zyskam - zapalał się w miarę, jak miód i piwo coraz bardziej szumiały mu w głowie. - Nie po to tyle wiorst przemierzam, by z pustymi rękami do Łukowa wracać. Po to przecież ma król jegomość uszy, by poddanego wysłuchać, a i łaskawe serce, aby jego prośbę spełnić.
Pan, świtą liczną otoczony, wysłuchał tych słów, wąsa sumiastego podkręcając, a potem rzekł:
- Co innego prośbę wysłuchać, a co innego ją spełnić. Nawet król wszystkich próśb spełnić nie może. Co ma na przykład uczynić, jeśli dwóch o ten sam urząd zabiega? Jednemu musi odmówić. Co zatem, waszmość, uczynisz, jeśli król ci urzędu nie da?
- Co? - zerwał się znad garnca z miodem imć pan Jakub Zaleski. - Niech wówczas moją kobyłkę w ogon pocałuje! Niechaj choć ona zaszczytu dostąpi, jeśli jam urzędu niegodny.
Gromki śmiech wypełnił wnętrze zajazdu, a najgłośniej śmiał się wielmoża z sumiastym wąsem.
- Bacz tedy-zanosił się śmiechem-byś kobyłki zbyt daleko od królewskiego pałacu nie zostawił. Król nie młodzik i do biegania nieskory.
- Jeśli król jegomość pozwoli, to ją przed sam tron przyprowadzę - o-świadczył chełpliwy szlachcic, budząc nowy wybuch wesołości.
Nazajutrz zbudził się szlachcic późno, co zawdzięczał przede wszystkim opróżnionym garncom miodu i piwa. Niebawem też wyruszył w dalszą podróż. Po drodze zatrzymał się jeszcze w kilku zajazdach, by animuszu nie stracić i zmęczone ciało pokrzepić, aż w końcu dotarł do Warszawy.
Przed królewskim obliczem miał stanąć dnia następnego między śniadaniem a obiadem. Od wczesnego ranka sposobił się na to spotkanie. Służbie kazał buty wypucować, strój najlepszy przysposobić, a sam mowę, jaką przed królewskim majestatem miał wygłosić, wielokrotnie powtarzał.
Wreszcie chwila najważniejsza: stanął przed drzwiami prowadzącymi do sali, gdzie król przyjmował i czekał, aż zostanie wywołany. Trwało to dość długo, bo i oczekujących było niemało, a każdego król musiał wysłuchać i jego sprawę sprawiedliwie rozsądzić.
W końcu usłyszał:
- Imć Jakub Zaleski, Najjaśniejszy Pan prosi waszmościa.
Zerwał się z ozdobnej ławy, z głowy uleciała mu mowa tak starannie przygotowana i zdjęty lękiem przekroczył próg.
I nagle oczy rozszerzyły mu się niepomiernie, a na obliczu pojawiło ogromne zdumienie.
- Ja... ja do króla jegomości...-wyjąkał, nie rozpoznając własnego głosu.
Miał bowiem oto przed sobą owego wielmoże z zajazdu, przed którym chełpił się, że wójtostwo otrzymać musi, a jeśli król mu laski odmówi, niech jego kobyłkę w podogonie pocałuje.
Pan na bogato zdobionym, do tronu podobnym fotelu siedzący, spoglądał na niego z udawaną surowością.
- Jeden jest król w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej-rzekł.-I ja nim jestem. A pros'by swojej nie musisz mi, waszmość, przedstawiać, boć już o niej w zajeździe mówiłeś. Tylko co to będzie, jeśli jej nie spełnię?
„Raz kozie śmierć!" - pomyślał imć pan Jakub Zaleski, otrząsnął się z lęku, a dojrzawszy w królewskich oczach wesołe ogniki - wypalił:
- Słowo się rzekło, Wasza Królewska Mość. Kobyłka u płotu. Trudno było jego królewskiej mości utrzymać powagę. Roześmiał się
gromko, jak wówczas w zajeździe, ale słowa, które wypowiedział, zabrzmiały poważnie.
- Jeśli ktoś nie zapiera się swoich słów, choć mogłoby go nawet na królewski gniew narazić - mówił - nie sprzeniewierzy się też słowu, że swoje obowiązki godnie pełnić będzie. Zostaniesz wójtem.
W taki oto sposób imć pan Jakub Zaleski urząd wójtowski otrzymał, a nasz rodzinny język wzbogacił się o jeszcze jedno porzekadło, które od trzech stuleci powtarzane jest przy najrozmaitszych okazjach.
Źródło: Legendy i opowiadania polskie. M. Orłoń, J. Tyszkiewicz. PTTK "Kraj" 1986.