Pierwszy w Polsce lot balonem

Pierwszy w Polsce lot balonem

24 lutego 2012 roku. Pierwszy powiew wiosny! Choć za oknami nadal przedwiośnie w swej chlapowato-błotnistej krasie, to taki ciepły wiatr smagający twarz jest jak obietnica, że wkrótce koszmar szalików, czapek i płaszczy się skończy. Ta wiosenna już aura przypomniała mi pewną historię z czasów polskiego Króla Słońce - Stanisława Augusta Poniatowskiego. Dziś, patrząc na ulicę Foksal aż trudno uwierzyć, że niegdyś działy się tu doprawdy rzeczy niezwykłe. Zatłoczona, zastawiona samochodami osobowymi, dostawczymi i taksówkami nie prezentuje się najlepiej...

Foksal 

Pamiętne okazało się leniwe, niedzielne popołudnie 10 maja 1789 roku. Od rana zapowiadała się piękna, wiosenna pogoda. Tego dnia jednak, niezmącony zwykle spokój mieszkańców Warszawy przerywają salwy honorowe z królewskich armat. Coś się dzieje! Plotki z prędkością światła docierają do najdalszych zakątków miasta i wkrótce oczy wszystkich zwrócone są w niebo. Oto w ten właśnie pogodny, wiosenny dzień, śmiałek imieniem Jean-Pierre Blanchard postanowił dokonać rzeczy niezwykłej. Uzbrojony jedynie w odwagę i stalowe nerwy, chciał przekroczyć Wisłę - nie łodzią i nie siłą własnych ramion, a drogą powietrzną, w gondoli przymocowanej do wypełnionego gorącym gazem balonu!

Planowane już od grudnia 1788 roku wydarzenie, w końcu doszło do skutku. Pionier podróży balonem Blanchard, zawitał do Warszawy, aby odbyć swój pokazowy lot. Nie był to jednak jego pierwszy start. Dwa lata wcześniej, w styczniu 1786 roku, wraz z drugim aeronautą Jefferiesem, pokonał kanał La Manche. Odtego czasu zdążył już wylatać wiele mil w trzydziestu czterech podniebnych podróżach. Jednak ten lot, miał być pierwszym lotem balonowym w naszym kraju, toteż całe wydarzenie przygotowywano z wielką pompą. Król Stanisław chcąc uwiecznić doniosłą chwilę, nakazał nawet wybicie specjalnego medalu z inskrypcją: Nieustraszony nie lęka się losu Ikara w języku łacińskim, oraz wizerunkiem Blancharda i jego latającej machiny.

Ogrody Foksalu przeżywały w dniu lotu prawdziwe oblężenie, stąd bowiem śmiałek miał wystartować. Eleganckie towarzystwo ciekawe niezwykłego zjawiska zapłaciwszy za wstęp do ogrodów po 4 złote od osoby, rozsiadło się wygodnie w specjalnie na tę okazję przygotowanych miejscach. Około godziny 13 nieustraszony pogromca grawitacji wraz ze swoją towarzyszką Joanną Cymerman wsiadł do gondoli i wzniósł się w powietrze. Balon pchany siłą wiatru szybko nabierał prędkości i unosił się coraz wyżej, zostawiając na ziemskim padole wielce zdumioną tym niezwykłym zjawiskiem elegancję.

W trakcie lotu, który trwał około 49 minut, balon osiągnął wysokość około 5975 łokci. Oznacza to, że śmiałkowie na moment znaleźli się ponad 3600 metrów nad Warszawą, skąd zapewne mieli zapierający dech w piersiach widok. Podróż zakończyła się w białołęckich lasach, jak źródła podają – ponad milę od Foksalu. Nie jest to więc najbardziej efektywny środek komunikacji miejskiej, choć trudno ukryć fakt, że nieraz i nam przyszło pokonywać takie trasy w tym samym czasie, jeśli zaplątaliśmy się w zakorkowaną ulicę.

Po udanym lądowaniu Blanchard wraz z towarzyszką wrócili na Foksal witani owacyjnie niczym bohaterowie. Kilka dni później para śmiałków opuściła Warszawę, która długo jeszcze pamiętała ich podniebną podróż.

Wkrótce po tym wydarzeniu, wydano anonimową ulotkę z wierszem Balon. Początkowo autorstwo przypisywano Stanisławowi Trembeckiemu, jednak w drugiej połowie XX wieku, Wiktor Gomulicki za autora utworu uznał Adama Naruszewicza (który ponoć był świadkiem lot Blacharda nad Wisłą), a wiersz razem z innymi jego tekstami zamieścił w edycji Liryków wybranych.

 

Balon

 

Gdzie bystrym tylko Orzeł polotem

Pierzchliwe pogania ptaki.

A gniewny Jowisz ognistym grotem

Powietrzne przeszywa szlaki,

  

Niezwykłych ludzi zuchwała para,

Zwalczywszy natury prawa,

Wznawia tor klęską sławny Ikara

I na podniebieniu już stawa.

  

Nabrzmiały kruszców zgorzałym duchem,

Krąg lekkiej przodkuje łodzi,

Los dla niej rudlem*, nici łańcuchem,

Z wiatrami za pasy chodzi.

  

Już im te złotą wyniosłe pychą

Mocarskich siedlisk ogromy

W gruzów nikczemnych potrząskę lichą

Wzrok przeistoczył poziomy.

  

Król, wódz, senator, kmieć pracowity,

Czy rządzi, czy ryje ziemię,

W błahych się zlepkach czołga ukryty,

Jak drobne robaczków plemię.

  

W strumyk dziecinnym palcem na stole

Z kilku kropel zakreślony,

Ledwo się sączy na tym padole

Nurt szumnej Wisły, zmieniony.

  

Gminie, ku rzadkiej zbiegły zabawce,

Jakież ci cuda mózg kryśli?

Ty sobie roisz czary, latawce:

Filozof inaczej myśli.

  

Choć się natura troistym grodzi

Ze stali murów opasem,

Rozum człowieczy wszędy przechodzi,

Niezłomny pracą i czasem.

  

Tymi on wsparty, bory wędrowne

Burzliwym morzom poruczył,

Wydarł z otchłani kruszce kosztowne

I skakać głazy nauczył.

  

Zbywają dzikiej mocy żywioły

Pod jego dzielnym rozkazem,

Leniwe woda opuszcza doły,

A góry ścielą się płazem.

  

Tego się styru w pogodnej porze

Gdy ujął mężny Sarmata,

Choć go opuścił i wiatr i zorze,

Już wolniej sobie polata.

  

Wszystko zwyciężysz, łódko szlachetna,

Na ciosy przeciwne twarda;

Statek twój sława uwieczni świetna

Chlubniej niż podróż Blancharda.

Dział:Ciekawostki
Tagi: