Krótka historia warszawskiego terroryzmu

Krótka historia warszawskiego terroryzmu

 

17 lipca 1925 roku w Warszawie zawrzało. Wydarzenia, które rozegrały się tego dnia przypominały sceny akcji rodem z hollywoodzkiego filmu. Wszystko zaczęło się około godziny 11, przed bankiem mieszczącym się w kamienicy Lilpopów przy ulicy Zgoda 1. Do trzech młodych mężczyzn – Henryka Rutkowskiego, Władysława Kniewskiego i Władysława Hibnera, podeszli dwaj wywiadowcy X Komisariatu Policji. Funkcjonariusze Kazimierz Lesiński i Antoni Klimasiński poprosili mężczyzn o dokumenty.  Hibner sięgnął do kieszeni i ku zaskoczeniu policjantów zamiast dowodu tożsamości wyjął pistolet i zaczął strzelać, trafiając celnie do Lesińskiego, który śmiertelnie ranny, osunął się na ziemię. Zamachowcy rzucili się do ucieczki. Za uciekającym ulicą Bracką Kniewskim pędził Klimasiński. Na wysokości kamienicy pod numerem 7, strzał z pistoletu policjanta trafił przestępcę w udo, powalając go na ziemię. Mimo poważnej rany, Kniewski oddawał kolejne strzały, jednym z nich zabijając konia, na którym nadjechał policjant Igielski. W czasie, kiedy zamachowiec zajęty był ostrzeliwaniem funkcjonariusza, Klimasiński wraz z innym policjantem zakradli się do niego od tyłu. Jeden z trzech przestępców został rozbrojony.

W tym samym czasie trwał brawurowy pościg ulicami Chmielną, Marszałkowską i Złotą. Za uciekającymi zamachowcami – Rutkowskim i Hibnerem biegła coraz większa grupa policjantów. W wyniku wymiany ognia zginęły dwie osoby, a cztery inne zostały ranne. Wśród ofiar śmiertelnych pościgu był student Aleksander Kempner oraz funkcjonariusz policji Feliks Witman. Zdesperowani przestępcy wyczerpani przedłużającą się ucieczką postanowili poszukać kryjówki. Schronili się w składzie węgla przy ulicy Żelaznej 21, skąd nadal ostrzeliwali policjantów. Pięciu z nich zdołali ciężko ranić. Obława nie trwała już jednak długo. Zarówno Hibner jak i Rutkowski odnieśli w strzelaninie rany, które uniemożliwiały im dalszą ucieczkę. W końcu zostali aresztowani.

Jak się okazało Kniewski, Rutkowski i Hibner byli działaczami Związku Młodzieży Komunistycznej i Komunistycznej Partii Robotniczej. Kniewski i Rutkowski zgłosili się podczas Okręgowej Konferencji Związku Młodzieży Komunistycznej do akcji likwidacyjnej Józefa Cechowskiego – działacza ruchu komunistycznego, który poszedł na współpracę z policją. Znalazł się on na celowniku po głośnym procesie o przygotowanie zamachu na prochownię w Cytadeli warszawskiej. 13 października 1923 roku wielka eksplozja rozerwała budynek, w którym składowano nowoczesną broń. Zniszczeniu uległ budynek X Pawilonu, skład części metalowych, szwalnia, magazyn mundurowy, a także stajnia, wozownia i kuchnia. Zginęło 28 osób, a 89 zostało rannych. Cechowski zeznał w sądzie, że za przygotowaniem zamachu stoją sympatyzujący z komunistami: porucznik Walery Bagiński z Centralnej Izby Zbrojmistrzów i podporucznik i pirotechnik Antoni Wieczorkiewicz. Choć dowody potwierdzające ich udział w zamachu były słabe, obaj zostali skazani na karę śmierci. W wyniku nacisków ze strony społeczeństwa, ponwnie rozpatrzono sprawę. Działania komisji sejmowej uznały jednak zeznania Cechowskiego za niewiarygodne, w związku z czym karę zmieniono na dożywocie.

Kniewski, Rutkowski i Hibner za próbę zamachu na Józefa Cechowskiego zostali postawieni przed Warszawskim Sądem Okręgowym i w trybie doraźnym skazani na wyrok śmierci. 25 lipca 1925 roku zostali powieszeni na stokach Cytadeli. Prezydent RP, Stanisław Wojciechowski nie skorzystał z prawa łaski.

Tak oto zakończyło się jedno z najbardziej wstrząsających wydarzeń międzywojennej Warszawy. Pomysłowe władze doby PRL-u nie pozwoliły jednak szybko zapomnieć o komunistycznych bojownikach idei. Oficjalna propaganda głosiła niemal męczeńską śmierć towarzyszy straconych za próbę zamachu na prowokatorze. W 1950 roku władza ludowa uhonorowała swoich bohaterów. Nazwy ulic: Złota, Chmielna i Zgoda zmieniono, nadając im nowych patronów: Władysława Kniewskiego, Henryka Rutkowskiego i Władysława Hibnera.

 Hibner, Kniewski, Rutkowski

Na szczęście ulice odzyskały już swoje nazwy, a ja na najlepsze pączki w Warszawie, chodzę właśnie na Chmielną :)

 

Dział:Ciekawostki
Tagi:

Komentarze

  1. Portret użytkownika czama 19
    czama 19 03-04-2012 20:14

    nie jeden bandzior stal sie idolem mas!

  2. Portret użytkownika Robert
    Robert 30-07-2015 13:47

    Najlepsze pączki w Warszawie to są na Górczewskiej...

  3. Portret użytkownika Cezar
    Cezar 02-08-2017 18:46

    Jacy BANDYCI, czyli komuniści byli wówczas przy władzy, takich BANDYTÓW mieli za "bohaterów".

  4. Portret użytkownika Zin
    Zin 23-08-2018 01:28

    Nie zostali powieszeni lecz rozstrzelani. Wyrok wykonał pluton 30 pułku piechoty, żołnierze specjalnie chybiali więc ostatecznie dobił ich oficer.